Wołczecki: Zawsze daję z siebie 110%, każdy wie że ze mną będzie ciężka przeprawa – Boks24

Wołczecki: Zawsze daję z siebie 110%, każdy wie że ze mną będzie ciężka przeprawa

 

Już za tydzień, w sobotę 26 sierpnia we Wrocławiu, odbędzie się gala Usyk-Dubois. Na undercardzie zobaczymy aż kilkanaście pojedynków, a jednym z zawodników, którzy wystąpią przed walką wieczoru będzie Rafał Wołczecki (9-0-0, 6KO). Pięściarz grupy KnockOut Promotions stoczy w swoim rodzinnym mieście ośmiorundowe starcie. Z niepokonanym Polakiem miałem okazję porozmawiać po konferencji prasowej promującej wydarzenie.

 

 

 

Konrad Kryk: ,,Polski Gołowkin” – kilka lat temu, gdy zaczynałeś karierę zawodową i zaczynałeś ją nokautami, to zostało ukute takie określenie, trochę żartobliwe, ale jest w nim też trochę prawdy. Na polskim ringu zawodowym wyróżniasz się siłą ciosu i masz fizyczne atuty, które dają ci, mimo braku wielkiej kariery w boksie amatorskim, papiery na boks zawodowy. Andrzej Wasilewski nie wybrał cię do KnockOutu przez przypadek.

 

Rafał Wołczecki: Na pewno to jest jakiś atut, każdy ma jakiś atut, każdy ma też słabe strony, o których lepiej nie mówić. Tak jak u Oleksandra Usyka atutem są praca nóg i ringowy spryt, tak moim atutem jest siła ciosu, ale uważam, że nie można się skupiać tylko i wyłącznie na jednej rzeczy. Jeśli bazowałbym tylko na sile ciosu, to będą zawodnicy, którzy znajdą na to receptę i będą próbować to wykorzystać. I tak jak mówisz, o tym mówi wielu i wielu o tym wie, więc w walce czy w sparingach nie będą się ze mną kopać, tylko będą próbować inaczej boksować. Uważam, że cały czas trzeba się rozwijać, dodawać do tego nowe rzeczy, żeby stać się zawodnikiem kompletnym.

 

KK: W jakim miejscu w karierze teraz jesteś? Jakie cele zakładasz na najbliższy czas?

 

RW: Na pewno chciałbym w tym roku stoczyć jeszcze dwie walki, jedną z nich jest ta walka na gali we Wrocławiu. Był pomysł, żeby jeszcze zrobić jedną walkę 10-rundową, będzie raczej ciężko, więc albo zobaczymy to pod koniec tego roku, albo na początku przyszłego. I mam nadzieję, że walka we Wrocławiu i kolejna to będą już mocne testy. Tak żeby się samemu sprawdzić, żeby pokazać dobrze się przed własną publicznością we Wrocławiu na tak wspaniałej gali. Nie ukrywam, że mam swoje lata, teraz już prawie 27 lat. Więc w perspektywie dwóch lat chciałbym dać sobie cel, żeby zaboksować o jakiś tytuł. Na początek na przykład tytuł mistrza Europy, bo wiem, że on jest w moim zasięgu. Nawet po ostatnich sparingach z Vincenzo Gualtierim, który został ostatnio mistrzem świata IBF, a na sparingach kompletnie nie czułem się od niego gorszy i gdyby na przykład do walki z nim doszło, to bym ją wygrał. Czas pokaże. Bardzo jest ciężko przewidzieć taką drogę, bo może przydarzyć się wiele rzeczy, choćby kontuzja, a może wyskoczyć i co innego, jak pandemia gdy mieliśmy długą przerwę od boksu. W tym roku wszystko zapowiada się na razie bardzo fajnie. Stoczyłem już dwie walki, zaraz stoczę trzecią i w planie jest czwarta. Jak na ten rok rewelacyjnie i w przyszłym roku też myślę o trzech-czterech walkach. Muszę zacząć toczyć pojedynki 10-rundowe i sprawdzać się na dystansie długim.

 

KK: Kiedyś przez lata solą boksu w Polsce były starcia polsko-polskie. Nie wszyscy toczyli takie duże polsko-polskie pojedynki, ale dla wielu młodych zawodników to była przepustka do dużego boksu. Nie widzę żeby teraz była półka pięściarzy w naszym kraju, z którymi mógłbyś stoczyć taki pojedynek, rywali na równą walkę bez faworyta.

 

RW: Na pewno są, ale problemem jest kwestia biznesowa. Bardzo ciężko obecnie takie pojedynki zorganizować. Jest przecież Kamil Szeremeta, jest Fiodor Czerkaszyn, jest Maciej Sulęcki choć on już jest za granicą. Takie walki można by robić, ale finansowo ciężko to spiąć. Zawodnicy traktują boks jako sposób na życie i chcą na tych walkach zarobić. Wiadomo, że jeden na takiej walce dużo straci. To już nie mój biznes, walki organizuje promotor, a ja stanę do ringu z każdym. Taki jest sport.

 

KK: Twój rozwój to nie tylko walki zawodowe, ale także, a może przede wszystkim sala i sparingi. Czy utkwiło ci w pamięci czy może dało ci dużo jakieś konkretne starcie sparingowe?

 

RW: Sparing to nie jest walka. Na sparingu są duże rękawice, jest kask, a przede wszystkim zawodnicy często sparują ze sobą na różnym etapie przygotowań. A druga sprawa, że każdy zawodnik inaczej podchodzi do sparingów. Ja staram się podchodzić do nich spokojnie, nie chcę sobie nic udowadniać, bo łatwo odbić sobie kontuzję, ale jak widzę że ktoś chce mi zrobić krzywdę, to nie będę sobie stał bezczynnie i przyjmował, tylko zacznę szukać tego mocnego uderzenia żeby przypolować kogoś. To co jest na sali zostaje na sali, każdemu może danego dnia pójść gorzej.

 

KK: Słyszałem od kolegów z innych redakcji, że podobnie jak Janek Czerklewicz potrafisz dobrze analizować walki i śledzisz boks, a nie każdy zawodnik to robi. Są współcześni pięściarze, którzy cię inspirują?

 

RW: Moim wzorem, tak jak mówi mój taki pseudonim o którym ludzie mówią, to właśnie Gołowkin. Uwielbiałem go oglądać, nawet na jego ostatnie pojedynki wstawałem późno w nocy i wyczekiwałem na jego wyjście do ringu. Jeśli chodzi o jego ostatnie walki to się zawiodłem, ale trzeba zrozumieć, że facet ma już swoje lata i jest u schyłku kariery. Inny ciekawy zawodnik to Dimitry Bivol. I to jest zupełnie inny pięściarz, ale też od takich zawodników trzeba coś podpatrywać i dołączać te elementy do swojego boksu. Jest też oczywiście Oleksander Usyk, wspaniały inteligentny zawodnik. Leworęczny czyli zupełnie inny niż ja, ale i od niego biorę różne rzeczy, które można podpatrzeć z repertuaru treningowego, czy z walki które mogę wprowadzić u siebie.

 

KK: Boks jest dla ciebie wciąż pasją? Nie tylko w kontekście kariery zawodniczej. Wciąż śledzisz ten sport jako odbiorca tak jak dawniej?

 

RW: Kiedyś było więcej gwiazd tego największego formatu, choćby walki Pacquiao z Marquezem. Teraz jest inaczej, mniej takiego boksu. Oczywiście cały czas oglądam te największe pojedynki, śledzę takich zawodników jak Tyson Fury, Deontay Wilder czy w niższych kategoriach Canelo czy Bivol. Na takie walki zawsze wstaję i je oglądam. W polskim boksie staram się oglądać wszystkie gale czy w TVP czy w Polsacie. Ale na pewno nie oglądam wszystkich pojedynków. Jak leci gala w nocy dajmy na to od godziny 1 do godziny 6, to nastawiam budzik na godzinę 4, na te dwie ostatnie walki. Tak jak ostatnio Rosado walczył rewanż z Melikuzievem, to też takie walki oglądam. To jest czołówka.

 

KK: Przed tobą starcie na undercardzie Usyk-Dubois, czyli wielka rzecz. Czujesz presję? Myślisz o tym jak o przełomowym momencie w swojej karierze?

 

RW: Ogromna gala na stadionie we Wrocławiu przy powiedzmy 40 tysiącach ludzi, walka wieczoru o mistrzostwo świata, więc jest to bardzo bardzo duża motywacja. Gdy usłyszałem że na 100% boksuję to bardzo się ucieszyłem, bo właśnie taka duża gala, to coś gdzie można się pokazać. Presja? Czy ja wiem? Presji nie będzie raczej. Ja jestem taką osobą, która wie czego chce i wie po co wchodzi do ringu. Nie z myślą czy mogę wygrać, tylko że wygram na pewno. Nawet jak bym miał zostać ciężko znokautowany, to wiem, że będę dążył żeby wygrać. Udowodniłem to w karierze amatorskiej, że zawsze wychodziłem nie żeby się tylko ładnie pokazać ale żeby wygrać, zawsze dawałem z siebie 110%. Każdy kto ze mną walczył wiedział, że będzie ciężka przeprawa. Tak samo jest w boksie zawodowym. Po prostu wchodzę i chcę wygrywać te walki. Zostawię całe swoje serce w tym ringu.

 

KK: Dziękuję za rozmowę.