Walka, po której Roy Jones Jr. powinien zakończyć karierę
Był urodzonym showmanem i miłośnikiem drogich ubrań. Często wchodził do ringu w ciuchach Jordana i przy akompaniamencie własnej piosenki „Can’t be touched”. Zdarzało się nawet, że towarzyszyli mu raperzy Method Man i Redman, a o jego pewności siebie można by napisać niejedną książkę. Kiedy był w primie nikt nie był w stanie mu zagrozić, nawet Bernard Hopkins, James Toney, Virgil Hill czy Clinton Woods. Nad swoimi przeciwnikami górował techniką, szybkością, siłą i refleksem. Przeszedł też do historii, zdobywając tytuł w czwartej kategorii wagowej po zwycięstwie nad Johnem Ruizem w 2003 roku. Wierzył w siebie, a słowa „sky is the limit” były jego życiową maksymą. Jednak 8 listopada 2008 roku Roy Jones Jr. przekonał się, że nie zawsze silniejszy wygrywa w boksie. Amerykanin został pokonany własną bronią. Joe Calzaghe obnażył wszystkie jego słabości i pokonał go w wielkim stylu. Po tamtej lekcji boksu od Walijczyka, Roy nie wyciągnął wniosków, a powinien zakończyć karierę…
Amerykańska prasa opisywała walkę Jones Jr. vs. Calzaghe jako starcie superbohaterów rodem z Marvela i trudno się dziwić. W 2006 roku Roy „wrócił z zaświatów” po trzech porażkach z rzędu z Antonio Tarverem i Glenem Johnsonem, w których dwukrotnie kończył walkę leżąc na deskach. Po przegranej przed czasem z „Gentlemanem” z Miami jeden z dziennikarzy HBO doradzał mu nawet zakończenie kariery. Junior go nie posłuchał i wrócił na ring pokonując kolejno Prince’a Badi Ajamu, Anthony’ego Hanshawa i przede wszystkim Felixa „Tito” Trinidada. Cenne zwycięstwo nad świetnym Portorykańczykiem sprawiło, że Junior ponownie zaczął się liczyć w zawodowym boksie.
Tymczasem Joe „Duma Walii” Calzaghe kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Był niepokonany, a na swoim rozkładzie miał takie nazwiska jak m. innymi Byron Mitchell, Jeff Lacy, Peter Manfredo Jr., Mikkel Kessler i Bernard Hopkins. Słynnego „Kata” spokojnie wypunktował, chociaż w 2. minucie 1. rundy nadział się na mocny prawy prosty, po którym był liczony. Po zapoznaniu się z deskami bardzo szybko wstał i od 2. rundy przejął kontrolę nad wydarzeniami w ringu. BHop zadawał w tamtej walce mniej ciosów i rzadziej trafiał. Najważniejsze zwycięstwo w karierze Joe dało mu przepustkę do jeszcze jednej megawalki. Walijczyk miał skrzyżować rękawice z legendą szermierki na pięści, Royem Jonesem Jr.
Negocjatorzy obu pięściarzy ustalili termin walki na 20 września 2008 roku. Niestety pojedynek został przełożony na 8 listopada z powodu kontuzji walijskiego pięściarza. Spece od PR-u nazwali konfrontację Jones Jr. vs. Calzaghe „Walką supermocy”. Na miejsce tego pasjonującego starcia wybrano mekkę boksu, czyli Madison Square Garden w Nowym Jorku.
Dzięki pomocy telewizji HBO bilety na walkę Calzaghe kontra Jones Jr. sprzedały się jak świeże bułeczki. Kampania reklamowa okazała się strzałem w dziesiątkę, a wszystko dzięki serii 24/7.
Rzeczywiście zestawienie robiło wrażenie, z jednej strony legenda światowych ringów, Roy Jones Jr., legitymujący się wówczas bilansem 52-4, a z drugiej niepokonany Joe Calzaghe. Stawką pojedynku był specjalny pas magazynu „The Ring” w kategorii półciężkiej.
„Battle of the Superpowers” elektryzowała całe środowisko bokserskie. Tuż przed walką dziennikarze HBO przepytali kilkunastu pięściarzy kogo typują na zwycięzcę. Oto kilka najciekawszych wypowiedzi:
– Ricky Hatton: „Widziałem Roya w lepszej dyspozycji niż w ostatnich walkach i myślę, że Joe będzie dla niego za szybki. Joe wygra bez problemu na punkty. Stawiam właśnie na niego”,
– Bernard Hopkins: „Jones wygra jednogłośnie dzięki sile i szybkości”,
– Oscar De La Hoya: „Calzaghe pokona Jonesa decyzją sędziów. Joe zakończy karierę bokserską Roya”,
– Shane Mosley: „Myślę, że w tej walce decydująca będzie szybkość, a Roy w tej chwili mnie nie przekonuje. Oczywiście nie można odbierać mu nadziei, ale Joe powinien go łatwo wypunktować. Roy w swoim primie zniszczyłby Joe, ale obecnie Calzaghe jest w wyższej formie”,
– Winky Wright: „Wygra Roy. Jego ciosy ważą więcej. Myślę, że walka potrwa 12 rund, a jeśli ma się rozstrzygnąć przed czasem to stawiam na Jonesa”,
– Manny Pacquiao: „Calzaghe wygra na punkty. Joe jest głodny zwycięstwa i jest nieco młodszy”.
Większość ekspertów i pięściarzy stawiało na Walijczyka.
Na walkę do Madison Square Garden przyleciało 7 tysięcy Brytyjczyków, by wpierać Joe. Wśród publiczności w Nowym Jorku znaleźli się m. innymi Bernard Hopkins, Lennox Lewis i Mikkel Kessler. Sędzią pojedynku był Hubert Earle.
Od pierwszego gongu Roy Jones Jr. ruszył na Walijczyka. Wiedział, że czas będzie grać na jego niekorzyść w tej walce. Amerykanin popisał się 1. rundzie kapitalną kombinacją lewy-prawy, po której Joe Calzaghe padł na deski. Powtórzył się scenariusz z walki z Bernardem Hopkinsem. Jak wspomina Joe: „Tak, zranił mnie, złapał mnie mocnym ciosem, ale bycie mistrzem polega na tym, że kiedy upadniesz, wstajesz mocniejszy”. To był czwarty raz w karierze Joe kiedy był liczony. Na szczęście Calzaghe przezwyciężył kryzys i dotrwał do końca 1. rundy. W drugiej zmienił taktykę i nie wdawał się już w bójkę z mocno bijącym Amerykaninem. Pięściarz o przydomku „Pride of Wales” boksował mądrze i schodził z linii ciosów Juniora. W 3. rundzie Joe popisał się niesamowitą kombinacją prawy-lewy, po której publiczność zgromadzona w Madison Square Garden wstała z miejsc. Jones jednak wytrzymał i zrewanżował się przeciwnikowi szybkim lewym prostym. Po zakończeniu 3. rundy Joe tylko uśmiechnął się do Jonesa. Powoli uwidoczniała się przewaga Walijczyka, a Amerykanin starał się walczyć z kontry. W 6. rundzie Junior postanowił jeszcze raz przetestować szczękę rywala i piekielnym prawym uppercutem trafił „Dumę Walii”. Wszakże ten cios spłynął po Joe jak po kaczce. W 7. rundzie Calzaghe rozciął Jonesowi lewy łuk brwiowy. Od tego momentu rozpoczął się spektakl jednego aktora. Roy Jones Jr. już tylko się bronił, a Joe Calzaghe zaczął naśladować jego ruchy z przeszłości. Walijczyk trafiał Amerykanina jak chciał i kiedy chciał. Cytując Muhammada Alego tańczył jak motyl i żądlił jak pszczoła. Ostatnie cztery rundy to pokaz boksu w wykonaniu „Włoskiego Smoka”. Niegdyś nieuchwytny Roy Jones zaczynał wyglądać jak mumia. Junior bronił się już tylko twarzą, kompletnie stracił orientację w ringu, ale Joe go oszczędził. Pięściarz pochodzący z Florydy dotrwał do ostatniego gongu i właściwie tylko tym mógł się pochwalić po walce. Sędziowie Jerry Roth, Terry O’Connor oraz Julie Lederman byli jednomyślni i punktowali 118:109 na korzyść Walijczyka. Zresztą nie mogło być inaczej, ponieważ Joe zadał w tamtej walce 985 ciosów przy 475 Amerykanina (trafił 35% z nich przy 33% Juniora). W tzw. mocnych ciosach również okazał się lepszy – 224 do 147.
Po tej dotkliwej porażce Roy Jones Jr. powiedział, że: „Wrócę i porozmawiam z moim zespołem, moją rodziną i zobaczę jak się będę czuł. Jeśli będzie lepiej to nadal będę walczył”.
Więcej do powiedzenia miał zwycięzca „Battle of the Superpowers”, Joe Calzaghe: „Pokonałem dwie legendy w jednym roku, Hopkinsa i jeszcze lepszego Roya Jonesa. Walczyłem z nimi w USA, na ich terenie. Myślę, że w ten sposób udowodniłem, że nie boksuję tylko u siebie. To chyba była moja ostatnia walka. Odpocznę i podejmę decyzję”.
W dniu 5 lutego 2009 roku Joe Calzaghe zawiesił rękawice na kołku. Zakończył karierę jako pięściarz niepokonany z 46 zwycięstwami na koncie (32 KO, 70%). W ten sposób został zaledwie 15 mistrzem świata w historii boksu, który odszedł jako niezwyciężony (oprócz niego tej sztuki dokonali m. innymi Rocky Marciano, Andre Ward i Floyd Mayweather Jr.). Dlaczego Walijczyk zrezygnował z kontynuowania swojej przygody z boksem? „To była trudna decyzja, ale osiągnąłem w boksie wszystko co chciałem. Byłem mistrzem świata przez 11 lat. Nie mam sobie już nic więcej do udowodnienia, dlatego dzisiaj ogłaszam zakończenie kariery”.
Niewątpliwie była to dobra decyzja. Joe Calzaghe zakończył karierę będąc na szczycie. Miał niespełna 37 lat na karku, był niekwestionowanym czempionem i nie chciał już ryzykować zdrowiem, chociaż wielu ostrzyło sobie zęby na jego walkę z Carlem Frochem. Walijczyk zdania nie zmienił i postąpił słusznie w przeciwieństwie do Roya Jonesa. Junior wrócił między liny i zaczął rozmieniać się na drobne. Ciężko nokautowali go m. innymi Danny Green, Denis Lebedev i Enzo Maccarinelli. Niestety Jones Jr. walczył o 10 lat za długo. Już od 2004 roku zaczął tracić szybkość i odporność na ciosy. Przegrywał przed czasem z Antonio Tarverem i Glenem Johnsonem. Mimo wszystko zdecydował się na powrót i uwierzył w siebie po pokonaniu Felixa Trinidada. Natomiast na „Dumę Walii” to było za mało. Calzaghe dał lekcję pokory Amerykaninowi. Można powiedzieć, że ośmieszył go na oczach całego pięściarskiego świata. Joe sprawił też, że jego walka z Jonesem była koszmarem dla wszystkich statystyków boksu na czele z Haroldem Ledermanem. Amerykański weteran ringów zawsze był wielką gębą, a Joe Calzaghe udowodnił mu 8 listopada 2008 roku, że ludzie, którzy są pewni swojej siły, nie muszą się przechwalać parafrazując słowa Orsona Scotta Carda.
Autor: Marcin Mendelski – Nieobiektywny Kibic
https://www.facebook.com/Nieobiektywny-kibic-172539973147970/
SPONSOR PORTALU