Słodka zemsta Lennoxa Lewisa
Świętej pamięci Ronald Reagan powiedział kiedyś, że ciężka praca jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale po co ryzykować? Były prezydent Stanów Zjednoczonych niewątpliwie miał rację. Inaczej sprawa miała się z Lennoxem Lewisem. Brytyjczyk był niekwestionowanym czempionem wagi ciężkiej. Na swoim rozkładzie miał Andrzeja Gołotę, Shannona Briggsa, Michaela Granta, Fransa Bothę, pokonał także Evandera Holyfielda i Davida Tuę. Mimo wielu zwycięstw nadal budował swoją legendę i robił wszystko, by dostać walkę z Mikiem Tysonem. Jednak na drodze do walki z „Żelaznym” Mikiem stanął mu Hashim Rahman. Na miejsce konfrontacji wybrano Carnival City w Republice Południowej Afryki. Posiadacz trzech pasów mistrzowskich (WBC, IFB i IBO), Lennox Lewis zlekceważył swojego przeciwnika. Bardziej skupiał się na próbach do filmu „Ocean’s Eleven: Ryzykowna gra” z Julią Roberts i Georgem Clooney’em. Kiedy popularny „Lew” zakończył pracę na planie filmowym zabrał się za trening. Problem w tym, że było już za późno. Do Republiki Południowej Afryki Lewis przyleciał z nadwagą i w kiepskiej formie. Dodatkowo mistrz śmiał się z pretendenta mówiąc, że jest kupą mięsa lub zwykłym workiem treningowym, który zamierza obić. Tymczasem Hasim Rahman wylewał siódme poty na sali treningowej. Wyglądał znakomicie i był gotowy na grzmoty. Pięściarz z Baltimore przyleciał do RPA cztery tygodnie wcześniej przed walką, żeby mieć wystarczająco dużo czasu na aklimatyzację. Brytyjczyk pojawił się po nim dwa tygodnie później i według byłego trenera Corriego Sandersa, Harolda Volbrechta popełnił błąd: „Trzeba co najmniej trzech tygodni. Lewis poczuje, że jest bardzo wysoko po pięciu rundach”. Podobnie uważał Glenn McCrory, który kiedyś sparował z Lennoxem: „Lennox jest bardzo pewny siebie i traktuje Rahmana jako pięściarza drugiej kategorii, a to błąd. Tak samo zrobił Prince Naseem Hamed i dostał lanie od Marco Antonio Barrery. Lennox twierdzi, że walka powyżej 1700 metrów to coś normalnego. Myli się. Poza tym jest kompletnie nieprzygotowany”. W dniu 22 kwietnia 2001 roku okazało się, że obaj Panowie mieli rację. Pod koniec 5. rundy Hasim Rahman potężnym prawym sierpowym znokautował Lennoxa Lewisa i sprawił jedną z największych sensacji w sporcie na początku XXI wieku. Natomiast Lewis zapłacił frycowe za brak ciężkiej pracy, stracił swoje trzy pasy mistrzowskie i przede wszystkim lukratywny kontrakt (mówiło się o kwocie $75 milionów) na walkę z „Iron” Mikiem Tysonem. Nazajutrz prasa nie zostawiła suchej nitki na Brytyjczyku, a jego były promotor, Panos Eliades dolał oliwy do ognia mówiąc: „To było szaleństwo. Skupił się na grze w filmie przed ważną walką. Czy on teraz myśli, że Julia Roberts będzie chciała grać u boku byłego mistrza w kolejnej części?”.
Tak właśnie kończy się lekceważenie rywala w boksie. W królewskiej kategorii wagowej najważniejsza jest siła ciosu. To ona przesądziła o losach wielu walk. Przekonał się o tym m. innymi Michael Moorer, który padł jak rażony piorunem po ciosie „Big” George’a Foremana. Michael Lee Moorer nie brał „dziadka” Foremana na poważnie i zapłacił za to najwyższą cenę. Słynny „Double M” był bardzo dobrym pięściarzem, ale do historii przeszedł jako ten, który został znokautowany przez 45-letniego faceta (George miał dokładnie 45 lat i 360 dni kiedy został najstarszym mistrzem świata w historii wagi ciężkiej).
Oprócz potężnego ciosu ważną rolę odgrywa również trening. Parafrazując słowa Kevina Duranta, ciężka praca bije talent, kiedy talent nie pracuje wystarczająco ciężko. Niewątpliwie KD wie co mówi. Jego zasada ma także zastosowanie w boksie i w ogóle zawodowym sporcie. Wspomniany już George Foreman przewidział porażkę Lewisa. Boksujący pastor powiedział przed tamtą walką, że: „Lennox Lewis powinien wygrać siedem tego typu walk w tygodniu i 24 w ciągu jednej doby. Problem w tym, że zamiast skupić się na treningu wybrał Julię Roberts i Brada Pitta oraz Las Vegas. Przyleciał do Afryki na dwa tygodnie przed walką co nie świadczy o nim dobrze. Jest zbyt pewny siebie, tak jak ja przed pojedynkiem z Alim w 1974 roku. Wtedy też myślałem, że go znokautuję, a wszyscy wiecie jak to się skończyło”.
Opinie ekspertów, dziennikarzy i byłych pięściarzy były dla „Lwa z Londynu” miażdżące. Brytyjczyk był załamany w przeciwieństwie do Rahmana, który brylował w mediach. Po znokautowaniu Lewisa, „The Rock” dołączył do promotora Dona Kinga. Poza tym miał oferty ze stacji Showtime i HBO. Nowy mistrz miał swoje pięć minut i próbował je wykorzystać jak najlepiej. Status czempiona niewątpliwie mu służył. Lennox Lewis nie mógł na to wszystko patrzeć, był na siebie wściekły i domagał się rewanżu, z kolei Amerykanin wybrał na swojego przeciwnika Davida Izona. Kiedy Lewis się o tym dowiedział wniósł sprawę do sądu ze względu na gwarancję rewanżu z Rahmanem, która została zawarta w kontrakcie. W czerwcu 2001 roku sąd przyznał Brytyjczykowi rację i wiadomo było, że Panowie ponownie skrzyżują rękawice. Termin rewanżu wyznaczono na 17 listopada 2001 roku, a na miejsce walki wybrano Mandalay Bay Resort & Casino w Las Vegas.
Obaj pięściarze nie darzyli się specjalną sympatią o czym przekonał się m. innymi dziennikarz Gary Miller w swoim programie „Up Close” na antenie ESPN. Hasim Rahman zaznaczył, że: „Pokonam Lewisa ponownie i ludzie powiedzą, że następnie nie pokonam Mike’a Tysona. Kiedy już to zrobię to powiedzą, że nie dam rady Władimirowi Kliczce”. Amerykanin był pewny siebie, ale Lennox Lewis także, dlatego odpowiedział „The Rockowi” następującymi słowami: „Nie byłem wtedy sobą i on złapał mnie tym potężnym prawym. Jednak nie wierzę, że to może się powtórzyć”. Później Panowie zajęli się śmieciowym gadaniem, a słów o matkach, siostrach, orientacji seksualnej w ogóle nie warto przytaczać. Jednak konfrontację słowną wygrał Lewis, który spojrzał głęboko w oczy Rahmana i powiedział mu, że ten poleci na deski wcześniej niż on w ich pierwszej walce.
Wypełniony po brzegi Mandalay Bay Resort & Casino w Las Vegas czekał na grzmoty. Tym razem brytyjski „Lew” wyszedł do walki przygotowany na 100% i po prostu pozamiatał Rahmanem ring. Lewis całkowicie zdominował walkę. Trzymał Rahmana na dystans lewym prostym i bił mocno prawym. Już po 1. rundzie „The Rock” miał rozcięty lewy łuk brwiowy. Pierwsze trzy rundy to była bułka z masłem dla Lennoxa (prowadził 30:27 według punktacji Ledermana). Amerykanin nie wiedział co się dzieje, był zagubiony i wyraźnie odczuwał mocne ciosy Lewisa. Tuż przed rozpoczęciem kolejnej rundy Emanuel Steward zwrócił Lewisowi uwagę, iż Rahman nie potrafi boksować z kontry. Lennox zapamiętał to co powiedział mu trener i w 4. rundzie przeprowadził jedną z najpiękniejszych kombinacji lewy-prawy w swojej karierze. Po tych dwóch bombach Rahman padł na deski, leżał na plecach licząc gwiazdy i na „10” już się nie podniósł, a Lennox Lewis wrócił na szczyt w wielkim stylu!
Lennox Lewis zrewanżował się Rahmanowi za dotkliwą porażkę z kwietnia 2001 roku i wyraźnie spadł mu kamień z serca. Zaraz po wygranej przez KO powiedział: „Has-Been Rahman, to moja nowa ksywka dla niego. To Buster Douglas XXI wieku. Mówiłem, że to był jeden szczęśliwy cios w Republice Południowej Afryki. Miałem nad nim zbyt dużą przewagę w tej walce”. Tym druzgocącym akcentem „Lew” zakończył konfrontację ze „Skałą”. Trylogii nie było i całe szczęście dla Rahmana. Pasy mistrzowskie wróciły do Lennoxa, który później znokautował Mike’a Tysona w Memphis, wygrał przez TKO z Witalijem Kliczko i zakończył karierę jako mistrz. Tego samego nie można powiedzieć o Rahmanie, który boksował o 10 lat za długo, dopisując do swojego rekordu takie „tuzy” szermierki na pięści jak m. innymi Shannon Miller, Damon Reed, Marcus McGee czy Galen Brown. Pod koniec kariery dostał bolesne lekcje boksu zarówno od Władimira Kliczki jak i Aleksandra Powietkina.
Autor: Marcin Mendelski – Nieobiektywny Kibic
https://www.facebook.com/Nieobiektywny-kibic-172539973147970/
SPONSOR PORTALU