Relacja z gali w Nadarzynie – Boks24

Relacja z gali w Nadarzynie

Za nami gala w Nadarzynie, która odbyła się na jednej z hal Ptak Warsaw Expo w sąsiedztwie targów Go Active Show 2018.
Zapraszam do mojej oceny walk.

 

 

 

W pojedynkach amatorskich Kamil Kudzień zmierzył się z Oskarem Gajcowskim, a Rafał Wołczecki z Aj Naserem. Obie walki miłe dla oka i widać, że zawodnicy chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony. Cieszy fakt, że pięściarze z boksu olimpijskiego, podobnie jak na zeszłotygodniowej gali w Wałczu, mieli szansę zaprezentować się szerszej publiczności.

Oby takie zestawienia pojawiały się na polskich galach jak najczęściej. Aby nasi reprezentanci odnosili sukcesy w mistrzostwach świata i olimpiadach trzeba dużo pracy, a ekspozycja w mediach może być jednym z elementów przywracania blasku amatorskiego boksu w Polsce.

 

 

 

„Zawodowa” część gali Tymexu rozpoczęła się pojedynkiem Martina Gottschalla z Pawłem Strykowskim.

W walkę lepiej wszedł Gottschall – lewe proste bite na splot z obniżonej pozycji, czasem z dokładanym lewym na górę przechodziły przez gardę przeciwnika. Strykowski nie mógł wyczuć dystansu i dawał zamykać się w narożnikach.

W drugiej rundzie Gottschall coraz mocniej dążył do półdystansu co wykorzystał Strykowski, który nie musiał już szukać rywala w ringu i odpalił serię lewy-prawy prosto na szczękę Martina. Mocne ciosy przewróciły Gottschalla i wydawało się, że akcja Pawła mogła wybić tego wieczoru boks z głowy zawodnikowi z Lipin, tak jak impetem uderzenia został wyrzucony jego ochraniacz na zęby. Nic takiego się jednak nie stało, Gottschall nie był mocno zamroczony i szybko wstał. Do końca rundy pozostało 30 sekund, a dodatkowo ochraniacz na zęby zawodnika z Lipin musiał zostać przemyty, co dało czas na dojście do siebie Martinowi, który dotrwał do gongu. W trzeciej rundzie pojawiło się trochę bokserskich szachów- na lewe proste na górę bite przez Strykowskiego przeciwnik odpowiadał lewym prostym na dół. Strykowski chciał przyspieszyć i mocniej zaatakować, ale sam pozbawiał się przewagi zasięgu i siły uderzeń wchodząc w półdystans z sierpami bitymi z biodra. Sporo dziur w obronie u tego zawodnika, przeciwnik o podobnych warunkach fizycznych nie miałby problemu z ulokowaniem celnych ciosów na brodę Pawła. Martin wciąż dobrze „otwierał” rywala i po jabach wciąż dokładał prawe proste.

Zawodnik z Lipin zaprezentował się tego wieczoru solidnie i życzę mu bardziej regularnych startów – między walką w Nadarzynie a poprzednim pojedynkiem Gottschalla minęły niemal dwa lata.

Po 4 rundach decyzją głosów 2-1 wygrał Martin Gottschall, i to mimo nokdaunu. Należy pochwalić pracę sędziów punktowych.

 

 

 

Damian Wrzesiński – Merab Turkadze

Damian już od pierwszej rundy mierzył dystans wyciągniętą lewą ręką będąc w obniżonej pozycji. Turkadze nastawił się na defensywę i boskowanie z kontry, ale nie był w stanie złapać Wrzesińskiego na krótkie sierpy. U „Wrzosa” spokojny boks i duży przekrój ciosów, z czego najwięcej było prawych prostych na górę i haków na wątrobę. Prawych prostych brakowało w niedawnej walce Damiana z Michałem Chudeckim i dobrze, że w Nadarzynie „Wrzos” stosował te uderzenia przeciw Gruzinowi.

U Turkadze widać było nawyki z boksu amatorskiego- od 3. rundy zaczął bić obszerne ciosy, czasem z intensywnością gradobicia, które robiłyby może wrażenie na sędziach na amatorce kilka lat temu w erze „maszynek”. Na ringu w Nadarzynie te akcje dawały jednak tylko kolejne przegrane rundy, bo wiele uderzeń było zbieranych przez Damiana na gardę lub omijało jego głowę. W drugiej połowie walki Wrzesiński próbował przekombinować – przestrzelone, szeroko bite sierpowe w połączeniu z obniżoną pozycją powodowały nieraz wytrącanie z równowagi. „Wrzos” musiał po takich akcjach klinczować lub ustawiać się od nowa w pozycję bokserską tracąc czas i narażając się na ciosy. Zbyt często Damian czekał na zadanie ciosu, chcąc chyba robić uderzenia najlepsze z możliwych zamiast „tylko” skuteczne. To błąd, który kosztował zawodnika Tymexu walkę na PBN, w której niewiele brakowało do znokautowania Chudeckiego.

Rotacje, różne kąty ataku, to było obecne w boksie Polaka w sobotę, ale już próby pivotów nie wychodziły – Gruzin skutecznie je blokował natychmiast klinczując.
W siódmej rundzie trener wołał: „Proste! Proste!” Damian ładnie wchodził z lewymi bezpośrednimi hakami na wątrobę, ale zapominał o ciosach prostych które tym skutecznie otworzyłyby wejście na doły i dały więcej różnorodności w atakach. Praca narożnika znacznie lepsza niż w walce z kwietnia, jasne i sensowne komendy, gdy Wrzesiński zaczynał boksować zbyt jednostajnie to coś co będzie bardzo potrzebne w kolejnej odsłonie wojny o Poznań.
Damian czasem zbyt mocno trzyma się jednego rozwiązania taktycznego. Wskazówki trenera są cenne, a zawodnik grupy Tymex szybko z nich korzysta.

Po 8 rundach jednogłośnie na punkty zwyciężył Damian Wrzesiński.

 

 

 

Tomasz Gromadzki – Mariusz Runowski

Gromadzki ruszył jak na wojnę i od początku konsekwentnie bił ciosy na dół i na górę. U Runowskiego widać było rdzę spowodowaną 18-miesięczną przerwą. Nie czuł dystansu i ociężale poruszał się po ringu, ale długie proste w jego wykonaniu były mocne i dynamiczne. „Zadyma” poprawił swój boks. W półdystansie stosował dobre uniki rotacyjne i szukał dziur w obronie przeciwnika. Często trafiał Mariusza, co w dało skutek w postaci nokdaunu w końcówce pierwszej rundy. Runowski zdołał się podnieść a po chwili usłyszeliśmy gong, Tomaszowi zabrakło czasu na zastopowanie rywala.

W drugiej rundzie Mariusz kolejny raz na deskach. Runowski robił się coraz wolniejszy i zbierał potężne ciosy sierpowe od Gromadzkiego. Próbował obrony przy linach i klinczował i to były jedyne skuteczne elementy jego defensywy. „Zadyma” cały czas bił – lewy, prawy, doły, podbródkowe i dobrze dobierał kąty ataku. Ciosy nie były bite z samych rąk – wszystko poparte pracą nóg i tułowia. Runowski próbował dystansować przeciwnika lewym prostym, ale „Zadyma” skutecznie unikał jabów i dystans zrywał. Gromadzki nie podpalał się, szukał cały czas miejsc do ataku mając szczelną obronę i ręce w gardzie. Runowski dobrze zasłaniał wątrobę łokciem, i całkiem nieźle bronił się na linach, a „Zadyma” zbyt mocno uwierzył w swój półdystans i nie szukał otwarcia ciosami prostymi.

W czwartej rundzie widzieliśmy tylko kanonadę ciosów spadających na głowę Mariusza. Naprawdę przykro to było oglądać i większość kibiców w nadarzyńskiej hali zdawała sobie sprawę, z tego że do ciężkiego KO została tylko chwila. W końcu potężny prawy prosty Gromadzkiego, totalna odcinka przeciwnika i huk jak z wagi ciężkiej. Spóźniona reakcja służb medycznych i dziwne komendy z narożnika poprzedzające nokaut: „Schodź na środek ringu!” wzbudziły duże kontrowersje.
Zwraca uwagę godna postawa „Zadymy” – natychmiast próbował pomóc znokautowanemu Mariuszowi i bardzo skromnie ocenił swoją dyspozycję w pojedynku.

Tomasz Gromadzki wygrywa przez KO w 4. rundzie.

 

 

 

Mateusz Rzadkosz – Levan Lukhutashvili

Już od pierwszego gongu Rzadkosz rozpracowywał Gruzina chodząc po łuku i atakując lewym prostym. Kilka razy świetnie trafił podbródkowym z kontry. Ze strony Lukhutashviliego było dużo bicia nasadami i kilka mocnych prawych prostych, ale Mateusz blokował te uderzenia. To nie był koniec aktywności Gruzina w ringu – Levan rozkręcał się i Rzadkosz miał co robić w defensywie. Mateusz unikał bitych z pełną siłą ciosów sierpowych przeciwnika. Już na początku walki wiadomo było, że Lukhutashvili nie przyjechał do Polski żeby przegrać.

W 3. rundzie ze strony Polaka wciąż było dużo podbródkowych bitych z kontry. Zawodnik Tymexu dobrze schodził z linii ciosu i zaprezentował w nadarzyńskim ringu pełen repertuar w obronie. Do swoich akcji coraz częściej dokładał mocne prawe krzyżowe.

W 4. rundzie Rzadkosz dobrze rozpoczynał ataki lewym prostym i zręcznie bronił się przed ciosami na dół. Gruzin był bardzo ambitny i ciągle nacierał, próbował robić zmyłki i wciągać na kontry ale najczęściej jego ciosy były po prostu za wolne – Mateusz nie miał żadnego problemu z ich unikaniem.

W rundzie 5. Lukhutashvili próbował nieco zbrudzić walkę i bił solidne ciosy podbródkowe po zerwaniach klinczu. Kondycji mu nie brakowało i nie stopowały go ciosy po których jego głowa odskakiwała. Pod koniec rundy Rzadkosz pięknie złapał rywala na kontrę lewym sierpowym co dało nokdaun. Gruzina uratował gong.

W 6. rundzie podobało mi się to, że Mateusz nie podpalał się i nie polował na nokaut jak by to na jego miejscu zrobiło wielu polskich zawodników, którzy pomyśleliby „Już 6. runda, a KO przyda się do rekordu! Uraaaa!”. Dalej otwierał akcje lewym prostym. Od połowy rundy dobra praca taktyczna Polaka – bezpośrednie prawe podbródkowe i natychmiastowy klincz. Frustrował tym Gruzina bardziej niż ten był sfrustrowany ogólnym przebiegiem walki i nokdaunem z poprzedniej rundy. Lukhutashvili miał kilka swoich momentów w tej odsłonie starcia. Pod koniec rundy bezpardonowa wojna: cios za cios.

W rundzie 7. ze strony Polaka otwarcia lewy-prawy i dokładane haki na wątrobę. Rzadkosz bił coraz więcej ciosów na dół, które miały na celu zmuszenie przeciwnika do odsłonięcia szczęki. Znowu bezpośredni podbródek i klincz ze strony Mateusza. Zawodnik Tymexu dostawał dużo dobrych wskazówek z narożnika. Zarówno w tej jak i 8. rundzie Rzadkosz zaznaczył końcówki rund – ciosy równo w gong.
Narożnik poddał Gruzina po 8. rundzie, która miała podobny przebieg do poprzedniej odsłony starcia. Słuszna decyzja podyktowana raczej chęcią ochronienia Lukhutashviliego przed niepotrzebną utratą zdrowia w ringu, niż rzekomą kontuzją ręki.

Bardzo podobał mi się tego wieczoru boks Mateusza, choć nie potrafił mnie przekonać swoimi poprzednimi walkami i spodziewałem się nudy w ringu. Widać, że dużo elementów swojego rzemiosła zawodnik Tymexu poprawił. Chłodna głowa Rzadkosza i świetnie pracujący narożnik pozwalają sądzić, że w pięściarzu z Krakowa i jego teamie tkwi spory potencjał.

Mateusz Rzadkosz wygrywa przez TKO w pierwszej sekundzie 9. rundy.

 

 

 

Robert Parzęczewski – Jackson Junior

Krótka robota Roberta. Klasyczny prawy na prawy i nokdaun już w 32. sekundzie walki. Jackson nie miał ochoty na kontynuowanie starcia i po zatrzymaniu pojedynku przez sędziego Jankowiaka sam szybko wyjął ochraniacz na zęby – to nie wyglądało na silne zamroczenie.

Z ostatnich pojedynków Parzęczewskiego podobać się mogła tylko walka z Timem Croninem z kwietnia tego roku (zapraszam do relacji z PBN). Ani rozbity Andrzej Sołdra ani Jackson Junior w dyspozycji z pojedynku w Nadarzynie nie mogą być uznawani za sensowne testy dla zawodnika z Częstochowy. Decyzja Roberta o zejściu do wagi super średniej wydaje się słuszna, na efekty zmiany kategorii przyjdzie nam poczekać do jesieni.

Robert Parzęczewski wygrywa przez TKO w 1. rundzie.

 

 

 

 

Źródło zdjęcia: Go Active Show

 

 

SPONSOR PORTALU