Gale Mateusza Borka to wciąż znak jakości w polskim boksie – efektowne ceremonie ważenia, na których się nie oszczędza, odpowiednia obsługa medialna, komunikaty podawane z dużym wyprzedzeniem, skróty walk dostępne wkrótce po zakończonych pojedynkach, wyniki publikowane na żywo w mediach społecznościowych i dbałość nawet o takie szczegóły, jak udostępnienie kibicom listy utworów na wejścia zawodników – to rzeczy, które pozytywnie wyróżniają inicjatywę MB Promotions.
Mimo, że radomska hala MOSiR to znacznie mniejszy obiekt, niż pierwotnie zakładana lokalizacja, to oświetlenie i realizacja techniczna stały na najwyższym poziomie. Wydaje się też, że doping na mniejszych obiektach niesie się znacznie głośniej, niż w wielkich arenach, które trudno zapełnić po brzegi.
Mimo problemów polityczno-budowlanych z nową radomską halą, odwołanej walki Jeżewski-Balski, kontuzji Damiana Jonaka, która uniemożliwiła jego występ i zawirowań wizowych Bethuela Ushony… wygrał boks.
Otrzymaliśmy sześć solidnych zestawień, których wynik był naprawdę trudny do przewidzenia. Pomóc mogłaby jedynie kryształowa kula, wystarczy rzucić okiem na typy bukmacherów i ekspertów.
Grabowski-Młodziński
Otwieracz pełen grzmotów
Zestawienie zapowiadane jako klasyczna ringowa bitka spełniło pokładane w nim nadzieje.
Młodziński od pierwszych minut ruszył z kanonadą ciosów, a Grabowski próbował rotacjami przedostać się do półdystansu. Ze strony radomskiego zawodnika ofensywa była zbyt oszczędna. Mimo, że udawało mu się lokować bezpośrednie prawe proste na szczęce przeciwnika i sprawiać kłopoty w zwarciu, to ,,Camilo” kradł rundy. Ilość pokonała jakość. Nie sposób było też nie zauważyć przewagi fizycznej Młodzińskiego.
Dla Grabowskiego przegrana to cenne doświadczenie. Musi poddać się rygorowi boksu zawodowego, wyprowadzać więcej uderzeń i zadbać o odpowiednie przygotowanie fizyczne.
Brawa dla Młodzińskiego, bo pokazał serce. Braki w technicznym wyszkoleniu nadrabia ilością ciosów, takich zawodników chce się oglądać.
Niejednogłośnie na punkty wygrywa Kamil Młodziński.
Chudecki-Wrzesiński II
Wyjaśniona sprawa?
Kwietniowy remis w walce Wrzesiński-Chudecki nie dał satysfakcji nikomu – pięściarzom, kibicom, promotorom. Wojna o Poznań musiała zyskać swoją drugą odsłonę i cieszy, że nie musieliśmy na nią długo czekać.
Na ringu w Radomiu widzieliśmy chyba najlepszego Chudeckiego w karierze. Kapitalne dystansowanie, dyscyplina taktyczna, różnicowanie tempa. Wrzesiński również był w świetnej dyspozycji i jak zwykle postawił na obniżoną pozycję i częste ataki na korpus. Napięty kalendarz startowy ,,Wrzosa”, i fakt do każdych przygotowań podchodził równie ambitnie w zestawieniu z przełożeniem gali mogły spowodować brak możliwości wstrzelenia się w szczyt formy, ale obawy okazały się bezpodstawne.
W pierwszych rundach widzieliśmy bokserskie szachy, jednak w kolejnych odsłonach obaj pięściarze ruszyli bardziej zdecydowanie do ataku. Chudecki znosił trudy pojedynku lepiej, niż w kwietniowej konfrontacji. Nie stawał się tak łatwo elektryczny po ciosach na szczękę i umiejętnie wychodził z chwilowych kłopotów. Dzięki temu druga część wojny o Poznań była jeszcze bardziej wyrównanym bojem.
Punktowałem minimalną wygraną Chudeckiego, ale werdykt mógł spokojnie pójść w obie strony.
Dla obu zawodników czas chyba na inne wyzwania, ale z chęcią obejrzałbym ich trzecie ringowe spotkanie. Trylogia na amatorce, trylogia na zawodostwie – warto.
Damian Wrzesiński niejednogłośnie wygrywa na punkty i zdobywa pas Mistrza Polski wagi superlekkiej.
Wierzbicki-Kiduku
,,Pretty Boy” już nie taki pretty
Kiedyś Wierzbicki wdawał się w niepotrzebne wymiany, teraz jego boks jest zbyt mocno oparty na kontrze. Na kontrze, ale nie na defensywie. Świetne od pierwszej do ostatniej rundy nogi – naprawdę klasa w poruszaniu się po ringu – nie zastąpią całkowicie uwagi w ,,upper body”. Nad prawą ręką jest dziura – o ile na PBN: ,,Noc Zemsty” można było zrzucić uraz łuku na brutalne wejścia głową rywala, to w tej walce nie miały miejsca żadne kontrowersyjne sytuacje w półdystansie. Okolica prawej skroni była po prostu raz na jakiś czas okładana mocnymi ciosami bitymi na pełną długość ze strony Kiduku. Jeśli zawodnik grupy Tymex chce osiągać sukcesy na zagranicznych ringach, to musi takie ciosy widzieć i odpowiednio na nie reagować. Rywal, który potrafiłby umiejętnie ciąć dystans wykorzystałby tę słabość i żadna finezja w poruszaniu się po ringu nie uchroniłaby Wierzbickiego od kłopotów.
Zawodnik mieszkający na co dzień w Warszawie nie może tyle czekać na okazję do wyprowadzania kombinacji, szczególnie z pięściarzem, który jak Twaha nie daje sobie zrobić krzywdy i dysponuje sporym zasięgiem. Była to okazja do przećwiczenia różnych wariantów w ataku, niestety niewykorzystana. Wierzbicki wygrywał rundy do wiwatu, choć przeciwnik z Tanzanii miał swoje momenty.
,,Pretty Boy” mnie rozczarował, ponieważ wciąż widoczny potencjał nie jest odpowiednio wykorzystywany. Po walce zawodnik Tymexu powiedział, że wciąż uczy się boksu. To dobre podejście, bo Łukasz chce i potrafi rozwijać swoje pięściarskie umiejętności – przecież w rewanżu z Żeromińskim wyeliminował niemal wszystkie błędy z pierwszej konfrontacji z pięściarzem z Radomia.
Większa aktywność w ringu i załatanie dziury nad prawą ręką, tak by nie trzeba było łatać oka w walce – 2 elementy, które muszą ulec poprawie.
Jednogłośnie na punkty wygrywa Łukasz Wierzbicki i zdobywa pas Międzynarodowego Mistrza Polski.
Żeromiński-Vovk
Walka Dawida z Goliatem? Goliat górą
Ambicje Żeromy żeby zrobić przerwę w pracy zawodowej, by móc poświęcić się w pełni przygotowaniom zostały brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością.
Zawodnik z Radomia bił precyzyjnie, ale technika i wola walki ani wspaniały doping niosący się po hali MOSiR nie miały szans z przewagą warunków fizycznych Vovka – to była różnica dwóch kategorii. Zadanie okazało się nawet cięższe niż zakładano. Vovk wykorzystywał każdą okazję i pobił dosłownie i w przenośni lokalnego pięściarza. Nawet krótkimi ciosami przestawiał ,,Żeromę”. Tym większy szacunek dla byłego zawodnika Radomiaka za konsekwentny upór i próby przełamania rywala.
Trzecia porażka z rzędu jest jasnym sygnałem, że kolejnych wyzwań trzeba szukać w niższych dywizjach.
Jednogłośnie na punkty wygrywa Mykola Vovk.
Balski-Radczenko
Wojna, która kosztowała zbyt dużo zdrowia
O ile pierwsze rundy mogły iść na korzyść Balskiego, bo prosty boks Radczenki oparty na ciosach prostych bitych w średnim tempie zza podwójnej gardy zetknął się z nieco bardziej finezyjnym podejściem zawodnika Tymexu, to ten prosty boks był jednak piekielnie skuteczny w rozbijaniu Adama. I już od początku było widać, że na problemy nie będziemy długo czekać. W pierwszej połowie pojedynku prawe oko Adama niebezpiecznie puchło ograniczając mu pole widzenia, w drugiej połowie przyszedł czas na zamykanie drugiego. Przewaga zawodnika z Kalisza topniała z minuty na minutę.
Ostatnie dwie minuty walki skłaniają do zadania pytań. Jak Adam Balski to przetrwał? Za cholerę nie wiem, bo nigdy nie widziałem tak jednostronnego bicia na polskich ringach.
Tak samo jak nie wiem, czemu do akcji nie wkroczył sędzia lub narożnik – oni powinni się ścigać w tym kto pierwszy to przerwie. Dwa, cztery, sześć, dziesięć bomb spadających na głowę Adama nie wystarczyło? Jedziemy dalej. Dwa, cztery, sześć, dziesięć – Adam podnosi ręce, ale podnoszenie rąk to nie jest skuteczna obrona. Kolejna seria i pływanie zawodnika z Kalisza. Byłem w ciężkim szoku i równie ciężko było mi się cieszyć w pełni ze świetnego pojedynku, który nastąpił zaraz po starciu Balskiego z Radczenką.
Przegrana i doprowadzenie do rewanżu nie byłoby żadną ujmą na honorze pięściarza Tymexu. Uważam, że zero stracone w rekordzie byłoby tym większą motywacją do poprawy ringowej dyspozycji. Przykładów nie trzeba daleko szukać – kolega Adama z grupy Robert Parzęczewski, o którym za chwilę. Każdemu może się zdarzyć wypadek przy pracy, oby ten konkretny wypadek nie pozostawił trwałych następstw zdrowotnych.
Jest to ostatni dzwonek dla Adama – potencjał motoryczny widać, ale brak przedniej dystansującej ręki jest zabójczy. I to niejedyna słabość w jego boksie. Pięściarz Tymexu na ślepo bił serie z mocnym otwieraniem się. Ukrainiec nie wchodził w częste wymiany, gdyby sunął w Radomiu jak na Głowackiego, to zobaczylibyśmy nokaut. Adam bijąc obszerne ciosy w pewnych momentach zostawał na jednej nodze zupełnie bez równowagi, nawet w momentach kiedy nie przestrzeliwał uderzeń, a przestrzeliwał często. Pojawiło się nawet ,,trzecie tempo” – w trakcie jednej z serii wyprowadzanych przez Radczenkę, który przecież nie jest demonem szybkości, Balski ciągnął jeden overhand. Jak w slow motion.
To nie był dzień Balskiego, któremu potrzebna jest teraz regeneracja i odbudowa.
Adam Balski wygrywa jednogłośnie na punkty.
Parzęczewski-Sęk
Potencjał uwolniony
Zestawienie Parzęczewski-Sęk dosyć nieoczekiwanie stało się walką wieczoru, w zastępstwie za odwołany pojedynek Jeżewski-Balski. I było tego miana godne. ,,Arab”, ktory w walkach w 2018 roku dotychczas nie mógł się wykazać, na ringu w Radomiu udowodnił, że wciąż się rozwija. Chyba nikt nie spodziewał się, że będzie to tak szybka robota. Zimna głowa, bez podpalania się, szukanie najlepszych ciosów i najbardziej korzystnych płaszczyzn ataków. Parzęczewski zaprezentował się jak prawdziwy ringowy weteran kończąc Sęka w dwie rundy trzema nokdaunami po kolejno: prawym sierpowym, lewym prostym i prawym podbródkowym.
Sęk to doświadczony zawodnik, który potrafi przyjąć defensywną postawę i unikać kłopotów. Nie dał sobie zrobić wielkiej krzywdy z takim koniem jak brytyjski prospekt Anthony Yarde. Tym większe gratulacje dla Roberta za pomysłowość w otwieraniu rywala.
Kariera Parzęczewskiego, to dowód na to, że porażka w rekordzie nie jest czymś, czego należy się wstydzić i że nie blokuje to ambitnego zawodnika od osiągania sukcesów. Najważniejsza jest pokora i odpowiednia etyka pracy. Chełpiący się niegdyś tym, że pobije rekord Włodarczyka i zdobędzie mistrzowski pas przed 25 rokiem życia Częstochowianin ma już dziś znacznie bardziej realistyczne podejście i wie, że wygrane nie przychodzą same. Poświęcił dużą część gaży za występ na MB Boxing Night na sprowadzenie solidnych sparingpartnerów imitujących styl Sęka, co zdecydowanie się opłaciło. Spójrzmy też na występy Roberta w mediach. Pierwsze wizyty w programie ,,Puncher” były festiwalem dukania, dziś widać swobodne podejście w wywiadach. Do tego dołóżmy szacunek do przeciwnika po wygranej walce – dawniej często krytykowany Parzęczewski zdecydowanie zasługuje na poważne traktowanie i jest najmocniejszym ogniwem składu grupy Tymex.
Przez nokaut w drugiej rundzie wygrywa Robert Parzęczewski, zdobywając tym samym pas Mistrza Polski w wadze półciężkiej.
Czekamy na kolejne takie gale w 2019 roku. Warto żeby inicjatywa MB trwała – oprawa ważeń, opakowanie medialne, zestawienia 50/50 – 4 gale organizowane przez Mateusza Borka napędziły konkurencję na czym korzystamy wszyscy: kibice, dziennikarze, pięściarze.
Współpraca Knockoutu z TVP dopiero się dociera. Na rynek wchodzi (nie bez kłopotów i z opóźnieniem) Dariusz Michalczewski. Krystian Każyszka uczy się promotorki jak niegdyś Tomasz Babiloński, a ten ostatni, mimo zaangażowania na rynku MMA, wciąż nie odpuszcza organizowania wydarzeń bokserskich. Będzie co oglądać.
Wszystkim pięściarzom i kibicom boksu życzę Wesołych i Spokojnych Świąt. Do zobaczenia na galach w przyszłym roku.
Źródło zdjęć: MB Promotions
SPONSOR PORTALU