Miałem takie depresyjne myśli, w domu dawałem jasne sygnały, że nie mam motywacji do treningów i po prostu nie chcę trenować – Damian Wrzesiński dla Boks24 – Boks24

Miałem takie depresyjne myśli, w domu dawałem jasne sygnały, że nie mam motywacji do treningów i po prostu nie chcę trenować – Damian Wrzesiński dla Boks24

 

Przygotowania do Tymex Boxing Night 16 na ostatniej prostej? Słyszałem, że zakończyłeś etap sparingów, więc pozostało złapanie świeżości i krótki odpoczynek przed wyjazdem do Dzierżoniowa?

Świeży to ja jestem cały czas, mogę już dzisiaj boksować (śmiech). Wiadomo, że teraz troszkę zeszliśmy z obrotów i odpoczywamy, ale tak naprawdę to ja pracuję na takiej intensywności cały rok, że okres przygotowań nie robi na mnie jakiegoś dużego wrażenia i nie wymaga odpoczynku. Zresztą, ja zdecydowanie lepiej czuję się trenując. Mam wrażenie, że im więcej pracy na sali, tym bardziej czuję się zrelaksowany. 

W środowisku sporo mówi się o twoich ciężkich przygotowaniach. Podobno trenujesz trzy razy dziennie. Niektórzy zawodnicy kończą na jednym treningu w ciągu dnia. 

Już od dawna bazuję na trzech treningach. Nie czuję się przemęczony, pomimo tego, że oprócz treningu bokserskiego, siłowego robię codziennie jeszcze sporo kilometrów. Naprawdę dobrze jest mi z tą intensywnością, być może to zasługa mojego organizmu, bo dobrze wiem, że nie każdy byłby w stanie przez ponad połowę dnia trenować. Jestem takim człowiekiem, że bardzo lubię wszystko udoskonalać. Często zmieniam metody treningowe, wprowadzam nowe rzeczy, od kilku lat wyciągam wnioski ze swoich przygotowań, a to jak widać przynosi efekty. 

Rozmawiałem z twoimi sparingpartnerami i wiem, że wytrzymać z Tobą na sali nie jest łatwo. Mało osób o tym wie, ale Damian zbyt wiele czasu na odpoczynek nie daje swoim rywalom na treningu. Podobno przerwy między rundami robisz tylko kilkunastosekundowe, a czasami nawet ich nie ma. Inspiracja Floydem Mayweatherem Jr? 

Zarówno Floyd, jak i Muhammad Ali to moi idole, a skoro chcę być najlepszy to muszę podpatrywać najlepszych. Rzeczywiście krótkie odstępy między rundami wprowadziłem myśląc o metodach treningowych Mayweathera. U mnie na sparingach trzeba dawać z siebie wszystko i momentami walczyć o przetrwanie. Jeśli jesteś gotowy na następną rundę po 20-30 sekundach przerwy to lecimy dalej, jeśli nie to zapraszam do ringu następnego. Niestety tylko nieliczni sobie radzą. Zawsze staram się mieć kilku pięściarzy na sali do dyspozycji, właśnie dlatego, że nie każdy jest przygotowany na tak ciężkie warunki. Ktoś pomyśli, że to głupota, brak poszanowania dla zawodników, albo metoda zupełnie niepotrzebna. Mam jednak odmienne zdanie. Początki dla mnie samego były ciężkie, bo jak w ciągu kilkunastu sekund napić się wody, odetchnąć i jeszcze wysłuchać trenera. Teraz wiem, jak bardzo pozytywnie wpływa to na koncentrację. Masz dużo mniej czasu, musisz chwilę odpocząć, przyswoić wskazówki trenera. Jeśli wiesz, że masz na to tyle i tyle czasu, to po prostu robisz wszystko, żeby się wyrobić. Teraz takie krótkie przerwy to dla mnie normalka, podczas walki siedzę naładowany energią i czekam, aż tylko będę mógł wrócić na środek ringu. Niektórzy sparingpartnerzy początkowo sceptycznie patrzyli na to, aczkolwiek z czasem przywykli do tych metod i uważają, że wyszło im to na dobre. 

Początkowy etap sparingów miałeś dość luźny. Kilku zawodników z amatorki, później wyjazd do Warszawy do Jana Lodzika. Ostatnio zaś trenowałeś z pięściarzami, którzy tak jak Ty, szykują się do swoich walk. Z pewnością analizowałeś podczas sparingów, kto wyjdzie zwycięsko z pojedynku Młodziński – Wańczyk. Miałeś okazję sprawdzić formę obu tych panów. 

Zawsze w danym okresie sparingowym trenujemy troszkę luźniej. Można zauważyć, że często daje cenne rundy chłopakom z amatorki, bo im to naprawdę sporo pomaga, a ja również lubię obserwować ich ambicje na sali. Ostatnio pomagał mi Marcin Hejosz z Konina, mądry pięściarz, z pomysłem na boksowanie, zmieniający styl, taktykę i przede wszystkim bardzo szybki. Podczas sparingów z amatorami zdarza się, że chcę pokazać swoją wyższość i rozpoczynam wojenkę, ale trener studzi głowę i przypomina o założeniach taktycznych. 

Co do sparingów z Kamilem Młodzińskim i Bartkiem Wańczykiem. To były naprawdę dobre sparingi, swoje przemyślenia mam w głowie, ale nie zdradzę, żebyście nie poznali wyniku jeszcze przed galą (śmiech). 

Ostatnia walka na gali w Szydłowcu chyba nie do końca poszła po twojej myśli? Wielu twierdziło, że był to jeden z gorszych pojedynków, jakie stoczyłeś w ostatnim czasie. Kwestia niewygodnego rywala, czy może czegoś zabrakło w przygotowaniach? 

Wydawać by się mogło, że to były jedne z lepszych przygotowań. Pamiętam, że pobijałem wtedy swoje różne rekordy, zarówno siłowe jak i w biegach na 5 i 10km. Nie wiem czemu, ale nie czułem się dobrze wychodząc do ringu, wiedziałem, że to nie będzie ten sam Damian Wrzesiński co zawsze. Tak czasami w życiu pięściarza bywa, nie każdy pojedynek należy do tych idealnych. Przyszedł moment kryzysowy, na szczęście nie podwinęła się noga, ale żałuję tego, w jakim stylu zwyciężyłem tamtego wieczoru.

W takim razie na co „Wrzos” będzie musiał uważać 13 października w Dzierżoniowie?

Trener dokonał rzetelnej analizy mojego przyszłego rywala, mieliśmy dostęp do nagrań z kilku jego najważniejszych walk. Wiemy czego się spodziewać. Z pewnością na ciosy na korpus i nieprzygotowane ataki. Brzmi to trochę zabawnie, ale to typowy Meksykanin. Lubi bitkę, może nie do końca techniczną, ale jest momentami naprawdę groźny, co pokazuje jego współczynnik nokautów. Większość akcji zaczyna ciosami na korpus, często trafiał na wątrobę, dlatego wzmacniałem swoje ciało, aby przygotować się na jego ciosy na dół. Widziałem, że lubi też sierpy z zaskoczenia, boksuje dość specyficznie, dlatego z pewnością jest to jakieś wyzwanie. Mamy z trenerem pewne założenia, które jeśli zrealizuję, to wszystko pójdzie po naszej myśli. 

Z trenerem jak wiem, ostatnimi czasy jednak nie do końca było Ci po drodze…

Po ostatniej walce, przed nowym rokiem mieliśmy ciężki okres w naszej współpracy. Wiesz, taki duet z trenerem to prawie jak w związku, zawsze będą jakieś spiny, które na bieżąco się ogarnia i zaraz jest dobrze, tutaj jednak mieliśmy nieco większą kłótnię i wszystko prowadziło do rozstania. 

To był naprawdę ciężki okres dla mnie. Miałem takie depresyjne myśli, trwało to prawie miesiąc i wtedy całkowicie przestałem myśleć o treningu. Na chwilę odciąłem się od boksu. Powiedziałem żonie, że jeśli nie uda nam się jakoś z trenerem dogadać to kończę z boksem. Nie widziałem sensu dalszej kariery z nowym trenerem. Przez kilkanaście dni nie było nam po drodze z trenerem, dlatego wszystko szło w nieciekawym kierunku. W domu dawałem jasne sygnały, że nie mam motywacji do treningów i po prostu nie chcę trenować. Kilka dni przed wigilią udało nam się dojść do porozumienia. Oboje zrozumieliśmy, że popełniliśmy jakieś błędy, że wystarczyło dać sobie wcześniej po tym przysłowiowym liściu i od razu problem byłby zażegnany. Spytasz mnie, czy nie ma jakiegoś hamulca między nami, czy wszystko jest po staremu i czy nie przełoży się to na formę. Myślę, że będzie to miało wpływ, ale tylko i wyłącznie pozytywny. Być może taka sytuacja była nam potrzebna. Najważniejsze jest jednak tu i teraz, a nie to, co było przed Nowym Rokiem.

Kolejna walka z rzędu jako bohater wieczoru. Promotor Mariusz Grabowski ostatnimi czasy coraz bardziej w Ciebie wierzy. 

Jestem bardzo wdzięczny promotorowi za to, że docenia moje osiągnięcia i starania. Bardzo cieszy mnie to, że mogę występować w walkach wieczoru i to właśnie mój pojedynek jest tym teoretycznie najważniejszym na gali. Myślę, że po kolejnej walce promotor nie będzie żałował tego, że to ja wychodzę do ringu ostatni. 

Obserwując twoje social media można zauważyć coraz więcej firm wspierających Cię w karierze. Twoja rozpoznawalność już zaczyna przyciągać potencjalnych inwestorów?

Są firmy, które zgłaszają się do mnie, za co jestem im bardzo wdzięczny, aczkolwiek spora ilość sponsorów to również zasługa mojej żony – Natalii. To dzięki niej pozyskałem wielu sponsorów, którzy zadbali o mój komfort psychiczny podczas przygotowań do walki. W końcu mogę powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojej sytuacji finansowej. Wiadomo, że nie jestem jeszcze do końca spełniony materialnie, jednakże obecnie jest mi dobrze i czuję się doceniany przez sponsorów. Wierzę, że ciężką pracą dorobię się odpowiedniej sumy, która zapewni mojej rodzinie lepszą przyszłość. 

Chodzą słuchy, że jeszcze w tym roku zobaczymy cię w naprawdę sporej walce na stadionie Lecha Poznań. Czy są już jakieś konkrety? 

Jesteśmy po wstępnych negocjacjach, rozmowach z włodarzami miasta, stadionu Kolejorza. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Mój promotor robi wszystko, aby w stawce pojedynku pojawił się pas Intercontinental. Aktualnie jedyne co nas zatrzymuje to niepewność w kwestii pandemii, dlatego czekamy na dalsze działania rządu i w zależności od obostrzeń będziemy dopinać resztę tematów. Jedno jest pewne, Damian Wrzesiński w swojej karierze na pewno zawalczy na stadionie Lecha Poznań. 

Tak na sam koniec spytam Cię o przyszłość polskiego boksu. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy kilku mistrzów świata, teraz żyjemy tylko nadziejami na powrót na tron Krzysztofa Głowackiego. Też masz wrażenie, że wszystko idzie niestety w coraz gorszym kierunku? 

Myślę, że z boksem w Polsce jest coraz gorzej. Różne organizacje dookoła wypierają boks, ale to w żadnym stopniu nie jest ich wina. Poziom sportowy w Polsce może i nie zachwyca, jednakże uważam, że odpowiedzialność nie stoi tylko po stronie zawodników. Wszyscy promotorzy, czy managerowie narzekają na zawodników, że słabo się promują, ten za mało lajków, ten za mało obserwujących, ten niezbyt aktywny na profilu. Nie mówię tutaj akurat o swoim przykładzie, bo ja na zasięgi w social mediach nie mogę narzekać, jednakże wiem, że jest wielu zawodników, którym promotorzy zarzucają wieczny brak starań o swoją promocję. Po części mają rację, bo oczywiście trzeba dbać o swój marketing, bo jednak bez starań nie sprzeda się biletów, jednakże sądzę, że wszyscy działacze dookoła, też nie wykazują inicjatywy i chęci promocji. Dlaczego telewizja tak słabo promuje nasze wydarzenia? Nie chcę być źle zrozumiany, nie mam nic do zarzucenia dziennikarzom bokserskim, którzy i tak robią świetną robotę. Tutaj bardziej mówię do ludzi w telewizji, którzy wysyłają ich w delegację, przydzielają budżety na wyjazdy na obozy. Popatrz Michał na to. Walczę za niespełna dwa tygodnie, trenuję od kilku miesięcy, jestem zawodnikiem z walki wieczoru i mój pojedynek będzie transmitowany na TVP Sport. Czy ktoś z telewizji był u mnie na sali? Czy ktoś nagrywał ze mną jakiś materiał? Tylko i wyłącznie lokalne media. Czy widziałeś na antenach TVP Sport spot reklamowy z galą w Dzierżoniowie? Nigdzie nic o nas nie ma. Dlatego z mojej strony taki mały apel. My zawodnicy damy z siebie wszystko w kwestii reklamy, ale pokażcie też, że chcecie w ogóle nas promować…

 

Rozmawiał: Michał Olżyński