„Wolałbym walczyć z Lennoxem Lewisem raz w tygodniu niż wychodzić do ringu z Mikiem Tysonem raz w roku”, to słowa Franka Bruno. Brytyjczyk do ułomków nie należał. Ponadto był solidnym pięściarzem i miał okazję krzyżować rękawice zarówno z Lewisem jak i Tysonem (dwukrotnie). Po walce z „Lwem z Londynu” wrócił na zwycięską ścieżkę i potrafił pokonać m. innymi Olivera McCalla. Natomiast po konfrontacji z „Żelaznym” Mikiem postanowił zakończyć karierę. To tylko pokazuje jak dewastującą siłą ciosów w ringu dysponował „Iron” Mike Tyson. Bez wątpienia jeden z najlepszych ciężkich w historii. Królewska kategoria wagowa pamięta silnego jak niedźwiedź Sonny’ego Listona, latającego jak motyl i żądlącego jak pszczoła Muhammada Alego, waleczne serce Joe Fraziera, czy boksującego pastora, George’a Foremana. Każdy z nich zapisał się na kartach historii szermierki na pięści. Jednak kogoś takiego jak Tyson świat boksu długo jeszcze nie zobaczy i z całym szacunkiem do Anthony’ego Joshuy czy Deontaya Wildera, przy Mike’u wyglądają jak ministranci.
Młodość Mike’a Tysona zna znakomita większość sympatyków boksu, więc nie będziemy jej wnikliwie analizować ponownie. Jasne jest, że kluczową osobą z punktu widzenia całej kariery Mike’a był Cus D’Amato, czyli pierwszy człowiek, który uwierzył w Tysona. Jeden z najwybitniejszych trenerów w historii zauważył u młodego Tysona iskierkę do boksu i nie przeszkadzało mu to, że Mike wywodził się z patologicznego środowiska. Przygarnął go do siebie, wychował i przede wszystkim nauczył rzemiosła bokserskiego. Razem z Kevinem Rooney’em stworzyli perfekcyjną maszynę. Amerykanin włoskiego pochodzenia przekazał Tysonowi niezbędną wiedzę do osiągnięcia sukcesu w sporcie. Utalentowany pięściarz trenował jak nawiedzony, by później w ringu wykorzystywać najważniejszą zasadę swojego trenera, która brzmiała następująco: „Szybkość w boksie spala”.
Niewątpliwie świętej pamięci Cus D’Amato był wizjonerem. Posiadał cenne doświadczenie z wcześniej trenowanych mistrzów: Floyda Pattersona i Jose Torresa. Tyson był jednak inny. Kiedy do niego trafił wyglądał jak dziecko specjalnej troski. Był zagubiony i pozbawiony pewności siebie. Na szczęście trener D’Amato wyleczył Mike’a z większości kompleksów. W zamian za przyjazną atmosferę w domu i odpowiednie żywienie dawał mu wycisk na sali treningowej. Każdego dnia po porannym bieganiu, Mike musiał robić 2000 brzuszków, 500-800 pompek i trening karku. Ćwiczenia na maszynach zastąpił wolnymi ciężarami, a nad siłą pracował uderzając w worki o wadze od 120 do 140 kilogramów! Na sam koniec Mike musiał trenować z cieniem.
Pięściarz z Brooklynu był wpatrzony w swojego trenera jak w obraz. Każde słowo D’Amato było dla niego święte. Właśnie dlatego Tyson ufał mu bezgranicznie i wykonywał każde jego polecenie. Lata wyrzeczeń i spartańskich treningów w końcu przyniosły oczekiwane efekty.
Mike Tyson na zawodowych ringach zadebiutował 6 marca 1985 roku w Nowym Jorku. Jego przeciwnikiem był Hector Mercedes. Tyson wygrał przez TKO już w 1. rundzie i w ten sposób rozpoczął swój wielki marsz na szczyt wagi ciężkiej. Zanotował 26 wygranych z rzędu (24 przed czasem) i zrobiło się o nim w Stanach Zjednoczonych bardzo głośno. Walczący niezwykle brutalnie i widowiskowo Mike Tyson przyciągał na hale tłumy. W wieku 20 lat i 4 miesięcy otrzymał szansę walki o mistrzostwo świata WBC z Trevorem Berbickiem, czyli facetem, który miał na rozkładzie samego Muhammada Alego. Walka odbyła się 22 listopada 1986 roku i była jednostronnym widowiskiem. Mike Tyson dosłownie przejechał się po Berbicku i potrzebował zaledwie dwóch rund, by zakończyć robotę. W wieku 20 lat Tyson został najmłodszym mistrzem świata w historii wagi ciężkiej. Niestety Cus D’Amato nie miał okazji, żeby zobaczyć jak jego podopieczny zdobywa mistrzostwo świata (zmarł 4 listopada 1985 roku).
Śmierć trenera miała ogromny wpływ na dalsze losy Tysona. Mike przeżył traumę i długo nie mógł się pogodzić z odejściem swojego mentora. Mimo wszystko mistrz szedł dalej, pamiętając o wszystkim czego nauczył się od Cusa. Uwielbiał jego złote myśli, a zwłaszcza te słowa: „Bohater i tchórz czują mniej więcej to samo – strach, tylko jeden i drugi inaczej go wykorzystują. Bohatera strach mobilizuje, tchórza paraliżuje”.
Kolejne zwycięstwa i mistrzowskie pasy przynosiły mu pieniądze oraz sławę. Tysonowi woda sodowa szybko uderzyła do głowy. Na szczęście sport nadal był dla niego na pierwszym miejscu. W 1988 roku wygrał przez TKO ze znakomitym niegdyś Larrym Holmesem. Później rozprawił się z niepokonanym na zawodowych ringach Michaelem Spinksem i to już w 1. rundzie! Spinks był po tej walce tak rozbity, że postanowił zakończyć karierę.
Amerykanin był na szczycie, miał ogromny majątek i piękną żonę. Niestety Robin Givens wpłynęła negatywnie na mistrza. Oskarżała go o znęcanie się, a tak naprawdę chodziło o $$$ zielone.
Tyson zakończył ten toksyczny związek, ale stracił część majątku. Co gorsza w 1990 roku przegrał pierwszą walkę w karierze i to od razu przez nokaut z Jamesem „Busterem” Douglasem. Następnie były wygrane z Henrym Tilmanem i Donovanem Ruddockiem, a później…. więzienie. Pobyt za kratkami zabrał Tysonowi trzy lata kariery. Po wyjściu z więzienia siła ciosu została, ale genialnej szybkości już nie było. Wszakże to wystarczyło na niezrównoważonego psychicznie Petera McNeeley’a i Bustera Mathisa Jr. Prawdziwym testem dla Mike’a miał być Frank Bruno. Potężnie zbudowany pięściarz z Hammersmith był tylko tłem na świetnie boksującego Tysona. Amerykanin skończył Brytyjczyka w 3. rundzie i został mistrzem WBC. Cóż to był za powrót w wykonaniu „Żelaznego” Mike’a! Frank Bruno po walce z Tysonem z MGM Grand w Las Vegas zdecydował się zakończyć karierę. W sumie nic nowego patrząc na przeciwników Mike’a…
W listopadzie 1996 roku doszło do kolejnej wielkiej walki. Tym razem Tyson skrzyżował rękawice z Evanderem Holyfieldem. Lepiej w tej walce wypadł „Real Deal”, który przetrwał nawałnicę Tysona w pierwszych rundach, by później regularnie punktować. Ostatecznie pojedynek w MGM Grand przez TKO w 11. rundzie wygrał Holyfield i sprawił mega sensację! Siedem miesięcy później doszło do rewanżu. Druga walka z Holyfieldem zakończyła się skandalem, ponieważ Tyson odgryzł kawałek ucha swojemu przeciwnikowi i został zdyskwalifikowany. Tego zachowania jak i śmieciowego gadania po walce w ogóle nie warto opisywać…
Po skandalu w Las Vegas Tyson próbował się odbudować. Wygrał kolejne walki z Francoisem Bothą, Orlinem Norrisem, Juliusem Francisem i Brianem Nielsenem. Wydawało się, że Mike ma szansę na kolejne MŚ. Tak się jednak nie stało, a złudzeń pozbawił go Lennox Lewis. Brytyjczyk ciężko znokautował Mike Tysona w The Pyramid w Memphis (8.06.2002 r.).
Po tej walce Mike powinien powiedzieć stop. Niestety dalej walczył, ponieważ potrzebował pieniędzy. W 2003 roku ponownie wrócił do The Pyramid i zmierzył się z mistrzem więziennych walk, Cliffordem Etiennem. The Black Rhino był solidnym pięściarzem, ma nawet na rozkładzie Lamona Brewstera, ale tamtej nocy wdał się w bójkę z Tysonem i to nie mogło się dla niego dobrze skończyć. Efekt? Ciężkie KO już w 1. rundzie. Było to ostatnie (50) zwycięstwo Mike’a Tysona na zawodowych ringach. Później przegrał z Dannym Williamsem i Kevinem McBridem… tym samym, którego zastopował Andrzej Gołota, obijał jak worek Tomasz Adamek i znokautował go Mariusz Wach. W 2005 roku „Iron” Mike Tyson zawiesił rękawice na kołku.
Mike Tyson był ringową bestią i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Wychodził zaprogramowany na wygraną przez nokaut (zawsze!). Facet nie uznawał czegoś takiego jak taktyka. Liczyło się przede wszystkim zwycięstwo w efektownym stylu. To właśnie dlatego porywał tłumy. Ludzie przychodzili go oglądać, ponieważ uwielbiali jego brutalne zwycięstwa przez KO. Kiedy był w primie dysponował jednym z najmocniejszych ciosów w historii wagi ciężkiej (ścisła czołówka razem z Foremanem, Wilderem i Joshuą). Odebrał ochotę do boksu Michaelowi Spinksowi i Frankowi Bruno. Szkoda tylko, że później się pogubił i zapomniał o tym co powiedział mu kiedyś Cus D’Amato, a mianowicie: „Jeżeli posiadasz przyjaciela… prawdziwego przyjaciela… kogoś kto zawsze będzie stał przy tobie, niezależnie od tego, co się z tobą dzieje, kogoś, komu możesz zaufać – jest to więcej warte niż pieniądze”. Tyson roztrwonił majątek, otaczał się niewłaściwymi ludźmi, upijał się do nieprzytomności, by później reklamować napoje Black Energy Drink itd. Jednak nikt z nas nie jest bez winy. Prawda jest taka, że Mike Tyson w latach 1986-1996 był najniebezpieczniejszym człowiekiem w świecie boksu. Szybki jak błyskawica i silny jak człowiek ze stali. Był pięściarskim fenomenem i co więcej, nigdy nie unikał walk z najlepszymi!
Autor: Marcin Mendelski – Nieobiektywny Kibic
https://www.facebook.com/Nieobiektywny-kibic-172539973147970/
SPONSOR PORTALU